piątek, 14 lipca 2017

Jesteś Ajaxem, Appie

Piłka nożna była mi bliska od zawsze. Pamiętam, choć trochę jak przez mgłę, MŚ 98' we Francji, pamiętam finał Ligi Mistrzów Bayern - Manchester (wstyd się przyznać, ale nie obejrzałem go do końca, bo rodzice kazali iść spać), pamiętam popisy Francesco Toldo przeciwko Holendrom na Euro 2000, pamiętam również mundial w Korei i Japonii oraz mecz Polaków z gospodarzami, oglądany u kolegi wraz z jego ojcem, który wypalił w jego trakcie chyba z paczkę papierosów, a wyrzucił z siebie więcej przekleństw niż fajek w tym opakowaniu. Do dziś nic się nie zmieniło. Futbol jest w zasadzie integralną częścią mojego życia, czego najlepszym przykładem (no dobra, nie najlepszym, bo za często tu nie dodaję nowych postów) jest niniejszy blog. Każdą wolną chwilę przeznaczam na mecz. Czasem zwykły sparing, czasem spotkanie Barcelony, Ajaxu czy Dinama, czasem jakiś turniej młodzieżowy, innym razem zaś nadrabiam jakiś pojedynek z bliższej lub dalszej przeszłości. Wbrew pozorom, są jednak sytuacje, kiedy nawet u mnie piłka nożna schodzi na dalszy plan, a to, co się w tym światku wówczas dzieje, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. 


Do jednej z nich doszło kilka dni temu. I choć bez wątpienia ma ona oczywisty związek z futbolem, to przede wszystkim jest ona ludzkim dramatem, dramatem młodego człowieka. Myślę, że każdy, kto tutaj zajrzy, będzie wiedział o tym, co spotkało Nouriego niespełna tydzień temu w pierwszym sparingu Ajaxu przed sezonem 2017/18. Widziałem ten mecz "na żywo", cieszyłem się każdą jego minutą, widząc w środku pola mój wymarzony tercet Eiting-De Jong-Nouri. Powtórzenie i opisanie tego, co tam zobaczyłem, jest dla mnie równie trudne, co zebranie myśli "do kupy". Trudno mi więc powiedzieć, czy tenże post będzie miał, mówiąc kolokwialnie, "ręce i nogi", czy też zamiast spójnych akapitów powstanie zbiór chaotycznych, nieuporządkowanych myśli. Ale czuję, że niezależnie od formy, jaką ten wpis przybierze, musiałem go napisać. Teraz, tutaj, o 7:00 rano w piątek.

Wczorajszy dzień przyniósł ze sobą okropne informacje. Po wcześniejszych doniesieniach o pozytywnych wynikach badania serca Appiego wierzyłem, iż najgorsze już za nim i się z tego wszystkiego wykaraska. Zresztą, człowiek ma to do siebie, że nawet w krytycznych przypadkach, do samego końca żyje nadzieją. Czasami złudną, czasami naciąganą. Nie potrafi pogodzić się ze stanem faktycznym, do samego końca nie dopuszcza do siebie najczarniejszych wizji, nawet, jeśli obiektywnie rzecz biorąc, należy je brać pod uwagę. Spycha w niebyt racjonalne przesłanki, kierując się myśleniem życzeniowym. I choć w tym przypadku nie do końca tak było, bo jednak pierwsze wieści o stanie serca Nouriego chyba każdego napawały optymizmem, to w gruncie rzeczy po ostatnich doniesieniach ze strony klubu uświadomiłem sobie, jak długo trwał proces reanimacji, co wiązało się przecież z niedotlenieniem mózgu. Fakt, który chciałem wymazać z pamięci. I do wczoraj był wymazany. Dlatego informacje z austriackiego szpitala, gdzie przebywał piłkarz, spadły na mnie jak grom z jasnego nieba.

Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą (...) - mam to szczęście, że szybko się w Nourim zakochałem. Tzn. w jego grze. Choć nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, bo - nie będę ściemniał - nie pamiętam, kiedy, gdzie i z kim widziałem go w akcji po raz pierwszy. W ostatecznym rozrachunku i tak szybko mnie do siebie przekonał. Mijają jakieś dwa lata, odkąd zacząłem na poważnie śledzić rozwój Abdelhaka. Jest (nie przejdzie mi przez klawiaturę czas przeszły) jednym z powodów, dla których co poniedziałek i piątek przed 20:00 siadałem przed laptopem, wyszukiwałem pikselowe streamy z Jupiler League i oglądałem Jong Ajax. Zawsze dostarcza mi frajdy swoją grą. On łączy w sobie elegancję i wizję Iniesty z magią, sztuczkami i uśmiechem Ronaldinho. Ten ogrom obejrzanych spotkań (i nie tylko, bo również kompilacji, wywiadów, udziałów w klubowych filmach czy gościnnych występów u youtuberów, jak choćby te u Touzaniego) z udziałem Nouriego sprawił, że na swój sposób zżyłem się z nim. Przez monitor obcuję z nim niemal dwa lata, widziałem jego początki w Jongu, bramki i asysty w UYL, grę na ME U19, w końcu debiut w pierwszym zespole i gola w meczu z Willemem II, a dalej pierwsze występy w Eredivisie, Lidze Europy czy hat-trick asyst przeciwko Kozakken Boys w Pucharze Holandii. Część tych wydarzeń mam nagranych na dysku i będę traktował je niemal jak relikwie. To przyjemne uczucie, kiedy chłopak, którego karierę śledzisz wnikliwie od dłuższego czasu, debiutuje w poważnej piłce. Ja tego doświadczyłem i cieszę się niezmiernie, że mam przyjemność obserwować jego karierę. Wiele osób nie zdąży się niestety przekonać, jak gigantyczny talent odchodzi od piłki oraz jak wiele stracili, nie mogąc zobaczyć go w akcji. Powtórzę: mam to szczęście, że szybko się w Nourim zakochałem. 

W ciągu ostatnich 24 godzin natrafiłem w mediach społecznościowych na mnóstwo wpisów czy materiałów wideo, wspierających Appiego i jego rodzinę. Życzenia płynęły z różnych zakątków świata, od byłych i obecnych graczy, klubów, kibiców, od osób znających Nouriego bezpośrednio i osób, z którymi łączy go tylko wykonywany zawód. Po każdym kolejnym "świadectwie jedności" miałem mokre oczy. Nie będę ściemniał, że jestem twardzielem i coś, co nie dotyka mnie bezpośrednio, pozostaje dla mnie obojętne, bo tak nie jest. Przeszywały mnie na wskroś tragedie sportowców (Tomasza Golloba, Nicky'ego Haydena, czy starsze: Marco Simoncilliego, Darcy'ego Warda, Rafała Kurmańskiego, Miklosa Fehera i wielu innych), chwytały za serce obrazki z licznych zamachów terrorystycznych w ostatnich latach. I choć nie powinienem się bawić w stopniowanie smutku wewnętrznego, bo wartość każdego ludzkiego życia jest taka sama, to jednak najbardziej boli krzywda osób w jakiś sposób ci bliskich. Dlatego też tak trudno mi się pozbierać po tym, co spotkało 20-latka z Ajaxu. W pewnym sensie jest dla mnie bratnią duszą. Appie kocha ten sport tak jak ja - od małego. Zaczął grać w piłkę mając pięć lat. Łatwo można więc policzyć, że 3/4 swojego dotychczasowego życia upłynęło mu pod znakiem futbolu. Reprezentuje w nim wartości, z którymi sam się utożsamiam: "piłka na TAK", ofensywny styl, kreatywność, nieszablonowość, pomysłowość, technika, no i przede wszystkim, radość z samej gry. Personifikuje i uosabia cechy klubu, cruyffową ideę futbolu. Marcel Keizer powiedział o nim: Appie nie jest częścią Ajaxu, Appie to Ajax. Jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało, szkoleniowiec Joden trafił w sendo. Nouri urodził się w Amsterdamie, przechodził szczebel bo szczeblu przez wszystkie kategorie wiekowe, wielokrotnie biegał z opaską kapitana na ramieniu. Jego marzeniem od zawsze była gra w klubie ze swojego miasta i to marzenie zdołał spełnić, choć z pewnością nie w takim stopniu, w jakim chciałby tego on sam, ja oraz kibice Ajaxu.

Tak, wiem, miałem unikać nawiązań do piłki i spojrzeć na tę sytuację z perspektywy jego "człowieczeństwa". Tylko trudno jest nie mówić o futbolu w przypadku gracza, który 3/4 swojego życia spędził, biegając po zielonej murawie. Z całego serca życzę Appiemu tego, co może graniczyć z cudem - powrotu do normalnego funkcjonowania, albo choćby częściowego. Trudno byłoby mi wówczas wyobrazić sobie jego cierpienie. Nie tyle fizyczne, co psychiczne. Jak on - chłopak, dla którego od dzieciaka liczyła się tylko piłka - miałby sobie poradzić bez niej, bez możliwości jej kopnięcia, założenia siatki czy zagrania prostopadłej piłki? Nouri tym żyje. Podam banalny i wyświechtany przykład, ale lepszy mi w tej chwili nie przychodzi do głowy - to jak zabrać dziecku jego ulubioną zabawkę. Nie wiem, czy Abdelhak coś takiego kiedyś powiedział, ale oglądając go, można było odnieść wrażenie, że utożsamia futbol właśnie z zabawą, która ma dostarczać frajdę i jemu samemu, i wszystkim dookoła. Chce się dzielić szczęściem wynikającym z grania w piłkę, zarażać nim kolegów. I to mu się niejednokrotnie udawała. W mojej pamięci na zawsze pozostanie ot, choćby jego niesamowita dwójkowa akcja z Pelle Clementem. Wrażenia wizualne to jedno, drugie to reakcja trybun. Dla takich chwil Nouri wychodzi na boisko.


W chwilach takich jak ta, ostatnią rzeczą, o której myślę jest to, czy ktoś o danym sportowcu (w tym przypadku o Nourim) słyszał przed wypadkiem. Jakie to ma znaczenie w obliczu takiej tragedii? Należy się cieszyć, że środowisko potrafi się złączyć, pokazać jedność, a uprawiana dyscyplina, barwy czy wszelakie międzyklubowe animozje schodzą na dalszy plan, co pokazali choćby kibice Utrechtu, skandujący w 34. minucie (numer Appiego na koszulce w pierwszym zespole) meczu ich klubu nazwisko Nouriego wraz z owacją na stojąco. I nawet jeśli za jakiś czas "wszystko wróci do normy", bo przecież show must go on, pantha rei itd., to warto żyć chwilą, cieszyć się z takich małych rzeczy, bo jak los po raz n-ty dobitnie udowodnił, w ułamku sekundy można wszystko stracić. Nauczyłem się cenić krótkie migawki. Co więcej, uważam, że wszelakie kondolencje czy wyrazy wsparcia płynące od "obcych" osób dobitnie pokazują, że nawet w tym pędzącym, postindustrialnym świecie wciąż istnieją ludzie, które potrafią się "zatrzymać", pochylić nad tragedią (młodego) człowieka. To budujące w nie mniejszym stopniu, jak widok Donny'ego Van de Beeka (klubowego kolegi Abdelhaka, jego rówieśnika i przyjaciela) pod domem Nouriego, w otoczeniu jego najbliższych i przyjaciół. Każdy daje od siebie tyle wsparcia, ile dać może. Przykładowo, trudno komuś z drugiego końca świata zrobić coś więcej w tym momencie niż opublikowanie posta z życzeniami, uronienie łzy czy ewentualnie odmówienie modlitwy. Czy i jak bardzo to pomaga to osobna kwestia. Na pewno takie gesty tworzą jednak poczuci pewnej więzi, wspólnoty; że są osoby dotknięte tą sytuacją tak jak ja czy ty, że gro osób odczuwa to samo. Ten tekst również niczego w życiu Appiego nie zmieni, mam tego świadomość. Jest natomiast owocem tejże solidarności, tych wszystkich serdecznych znaków i gestów, z którymi spotkałem się w internecie i które w znacznym stopniu przyczyniły się do tego, że siadłem i spisuje swoje przemyślenia na temat jednego z moich ulubionych piłkarzy.


Do tej pory mam gęsią skórkę na myśl o tym, co spotkało Nouriego. Pewnie uronię jeszcze niejedną łzę, przeglądając kolejne wpisy czy wideo z jego zagraniami. Ten sezon miał być dla niego przełomowy. Swoją klasę na zapleczu Eredivisie udowodnił, zdobywając nagrodę dla najlepszego gracza Jupiler League. Odejście Davy'ego Klaassena otworzyło mu furtkę do pierwszej jedenastki Ajaxu, a przynajmniej do częstszych występów w drużynie swoich marzeń, u boku swoich kumpli, Hakima Ziyecha i Donny'ego Van de Beeka. Będą niestety musieli radzić sobie bez wiecznie uśmiechniętego Appiego. Teraz najmniejszym, a jednocześnie największym marzeniem moim i zapewne wszystkich kibiców Joden będzie po prostu możliwość zobaczenia właśnie uśmiechu na jego twarzy. Tak wiele i niewiele zarazem. Pamiętam o nim teraz, po godzinie 11:00 i pamiętał będę zawsze. W czasie teraźniejszym. Bo Nouri jest Ajaxem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz