poniedziałek, 26 października 2015

Hakim Ziyech vs PSV (24.10.2015)

Jeden z komentatorów któregoś ze spotkań z udziałem Ziyecha powiedział o nim, że "to może być holenderski Mesut Özil". Z piłkarzem Arsenalu łączy go nie tylko pozycja i lewonożność. Ten 22-letni gracz Twente Enschede posiada również nie mniejszy talent od reprezentanta Niemiec. Cyferki, jakie wykręcił w swoich dwóch pierwszych pełnych sezonach w Eredivisie robią wrażenie i znakomicie oddają jego wpływ na grę - najpierw Heerenveen, a obecnie Twente. Nieustanna wyprzedaż w klubie z Enschede sprawia, że z mistrzem Holandii z sezonu 09/10 pożegnali się już wszyscy wartościowi zawodnicy. Wszyscy, z wyjątkiem Hakima (i ewentualnie Felipe Gutierreza czy Kamohelo Mokotjo). On z pewnością będzie łakomym kąskiem w letnim okienku transferowym. Za nim najtrudniejszy test ligowy - starcie z mistrzem kraju z Eindhoven. 


Do tej pory tego gracza widziałem jedynie kilkukrotnie w trakcie minionych rozgrywek, nie zwracając na niego bacznej uwagi. Skupiałem się raczej na bardziej mi znanych Lucu Castaignosie czy Jesusie Coronie. To był błąd - tak stwierdziłem po obejrzeniu kompilacji z udziałem Ziyecha i dwóch spotkań z odtworzenia, przyglądając się tylko i wyłącznie jego grze.

22-letni Marokańczyk jest typowym atakującym pomocnikiem, najlepiej spisującym się jako klasyczna 10-tka, choć w ustawieniu 4-3-3, jakim gra Twente, występuje jako ten najbardziej ofensywnie usposobiony z tercetu pomocników. Z powodzeniem radzi sobie także na prawym bądź lewym skrzydle. 

Mocne strony? Z pewnością bardzo dobrze bite stałe fragmenty gry - z tego bierze się pokaźna część jego goli, a przede wszystkim asyst. Posiada świetnie ułożoną lewą nogę i umie zrobić z niej użytek. Równie dokładnie potrafi dośrodkować z "open play" - czy to układając sobie dokładnie futbolówkę na stopie, czy w pełnym biegu. Ma znakomite i zróżnicowane uderzenie z dystansu. Kiedy trzeba huknie mocno i celnie, a z bliższej odległości nada piłce odpowiednią rotację wewnętrznym podbiciem. Drybling, pojedynki 1 na 1, minięcie rywala - to wszystko nie stanowi dla niego problemu. Zamiast mnóstwa efektownych sztuczek (a rzadko kiedy efektywnych) korzysta głównie z balansu ciałem i tzw. "siatek", których zakłada oponentom bez liku. W połączeniu z szybkością, przyspieszeniem, zwinnością i kontrolą piłki jest przez to trudny do zatrzymania. Dysponuje ponadto dokładnymi długimi zagraniami, przerzutami i diagonalnymi piłkami z głębi pola. Warto też podkreślić jego decyzyjność - w ułamku sekundy wybiera najlepsze możliwe rozwiązanie i wciela je w życie, nie dając rywalowi czasu na odbiór, zablokowanie piłki, przeczytanie akcji etc. Stąd wzięło się kilka genialnych asyst i bramek, m.in. fantastycznie loby z przeszło 40 metrów przeciwko RKC Waalwijk czy De Graafschap. No i ma mentalność lidera. Nie boi się wziąć na siebie ciężaru gry, podejść do jedenastki (z Ajaxem pokonał nawet Cillessena "panenką"), biega w pressingu, naciska zawodnika z piłką, wraca za akcjami przeciwników, nie unika ostrych starć czy wślizgów. 

Styl gry? Stara się szukać gry na całej długości i szerokości boiska. Często schodzi w boczne sektory, gdzie może korzystać ze swoich atutów: precyzyjnego dośrodkowania czy krzyżowych górnych zagrań. Tam też może śmiało wchodzić w dryblingi i tworzyć przewagę bądź łamać akcje do środka. Najgroźniejszy jest w kontratakach, kiedy ma dużo swobody i możliwości do rozprowadzenia gry. Chętnie wykorzystuje crossowe przerzuty i długie podania, co w dużej mierze jest determinowane przez styl gry obecnego Twente. 

Wady? Zarzuty można skierować w stronę jego gry defensywnej, a konkretnie odbioru piłki. Wygrywa bardzo mało pojedynków w obronie, choć trzeba przyznać, że taki atut byłby jedynie cennym dodatkiem dla tak na wskroś ofensywnego piłkarza. Nagminnie zdarza mu się także tracić piłkę po niedokładnych krótkich podaniach. Nie imponuje swoją fizycznością. Przy 180 cm wzrostu jest zbyt smukły, bez odpowiedniej masy mięśniowej, co nie pozwala mu walczyć w powietrzu czy utrzymywać się na nogach po starciach bark w bark. 

Paradoksalnie, swoim występem z PSV zaprzeczył niemalże wszystkiemu, co napisałem o nim powyżej, potwierdzając jedynie niektóre (poboczne) zaobserwowane wcześniej elementy.

Przede wszystkim mogliśmy się przekonać, że po murawie porusza się jako "wolny elektron", szukając sobie miejsca na całej długości i szerokości boiska. Jego ruchy były jednak skoordynowane z ustawianiem się całej drużyny tak, by opuszczając dany sektor Ziyech nie zostawił po sobie luki:


Tutaj przykładowe głębokie cofnięcie się po piłkę. Opuszczenie przez Hakima swojej nominalnej pozycji atakującego pomocnika momentalnie wymusiło ruch Felipe Gutierreza w to miejsce, czym odciągnął Guardado od kapitana Twente. 




W tej sytuacji można zaobserwować w jaki sposób gospodarze organizowali grę obronną przed atakiem pozycyjnym mistrza kraju. Skrzydłowi Holscher i Agyepong wycofywali się bliżej bocznych obrońców i w jedną linię z Gutierrezem i Mokotjo, operujących blisko defensorów. Ziyech natomiast przesuwał się do pierwszej linii obok Oosterwijka, z którym miał blokować stoperom opcję krótkiego zagrania przez środek do Guardado czy Proppera.

Ostatnie +/- 20 minut z wyjątkiem końcówki zaraz po bramce Pereiro na 3:1 (kiedy akurat wrócił na prawą flankę) spędził bliżej lewej strony. Z tego sektora także rozpoczął akcję zakończoną bramką (o niej później). 

Udowodnił także, że świetnie bije stałe fragmenty gry - zróżnicowane, na różnym pułapie, silnie, z dużą rotacją. Do uderzenia ze stojącej piłki nie miał okazji, ale wykonywane przez niego rzuty rożne niosły ze sobą dużo zagrożenia (m.in. w 22'. w 31' półgórna na krótki słupek do Agyeponga, który fatalnie skiksował czy w 69', kiedy spróbował bezpośredniego uderzenia z narożnika, z którym Zoet musiał się nagimnastykować by go wyłapać). Jedyny groźny rzut wolny przyniósł zamiast strzału groźne dośrodkowanie w kierunku Gutierreza, po którym Locadia zdjął Chilijczykowi piłkę z głowy w taki sposób, że o mały włos nie pokonał własnego bramkarza.

Sporo pracował dla drużyny. Co prawda na ogół bez piłki ustawiał się w pierwszej linii, skąd nie musiał wracać aż pod własne pole karne do defensywy, ale kiedy należało zaasekurować partnera, wrócić w kontrze za rywalem czy powalczyć o piłkę, Hakim nie odstawiał nogi i robił co do niego należy. Już w 8' przeciął krótkie rozegranie rzutu rożnego przez Narsingha w narożniku pola karnego i ruszył z kontratakiem (który koncertowo zepsuł fatalnym podaniem wszerz boiska). W 14' okazał się szybszy od Proppera do bezpańskiej piłki pod szesnastką Twente, a następnie został sfaulowany przez rywala. Świetnie zachował się też w 17' do końca wracając za Brenetem i naciskając go. Kilka sekund później przejął krótkie odegranie Locadii spod linii bocznej do tyłu właśnie w kierunku młodego lewego obrońcy mistrza Holandii. Kolejny pojedynek z Locadią wygrał w 46' na własnej połowie, czysto odbierając mu piłkę. Do końca o futbolówkę powalczył z Narsinghiem w 68' przyczyniając się do jej odzyskania. Powrót za skrzydłowym PSV i asekurację ogranego Van Der Lely'ego zanotował w 75'.

Pozytywnie Ziyech zaskoczył mnie pod względem gry ciałem. Jak pisałem, nie jest to typ piłkarza, który mocno stoi na nogach (a do tego nie trzeba 190cm wzrostu jak pokazują Messi czy Verratti), którego ciężko jest przepchnąć w pojedynku bark w bark. Przeciwnie, w tych aspektach wciąż ma wiele do nadrobienia na siłowni. Z ekipą Phillipa Cocu dwukrotnie zaprzeczył moim obserwacjom. Po raz pierwszy w 23', gdy najpierw wybił piłkę Propperowi, a w wyścigu do niej "przestawił" go mocnym odepchnięciem barkiem by dalej zagrać do środka w kierunku Holschera. Drugi raz miał miejsce przy bramce na 1:1. Znakomicie zastawił się przed Guardado, obrócił się z Meksykaninem na plecach i nie pozwolił mu sięgnąć futbolówki. Następnie miał już otwartą drogę do pola karnego, gdzie najpierw uderzył lewą nogą na siłę (Zoet sparował strzał przed siebie), by w dobitce skierować piłkę do siatki wewnętrzną częścią prawej stopy. Stopy, która wcale nie jest taka słaba. Marokańczyk ma jednak jakieś opory przed korzystaniem z niej, przez co staje się dość czytelny w zejściach czy przełożeniach na lewą nogę, a przez to łatwiejszy to zatrzymania. 

I jeśli chodzi o pozytywy w jego grze to by było na tyle. Niczego więcej z zaobserwowanych wcześniej atutów nie potwierdził. Co prawda kilka razy udało mu się np. efektownie przedryblować czy minąć rywala (choćby w 21', kiedy przy linii bocznej ograł Breneta, a kilkanaście metrów dalej został przez niego sfaulowany na żółtą kartkę albo w 91' i 92', kiedy kolejno minął Breneta i założył siatkę Locadii), ale zdecydowanie częściej kończyło się to stratą piłki, także po udanym dryblingu, gdy momentalnie zostawał podwojony i przegrywał kolejny pojedynek (m.in. właśnie w 91'). Często także nie kontrolował odpowiednio futbolówki, pozwalał, by mu uciekała za daleko (35' i 37'), tudzież jego zamysły były bardzo łatwo rozszyfrowywane przez gości (w 13' zatrzymał go Guardado, w 50' piłkę wyłuskał Brenet, w 56' wybił mu ją ponownie Meksykanin). Ścisłe krycie, zorganizowanie i nacisk ze strony graczy PSV sprawiał, że Ziyech stracił swoje największe atuty. Bez przestrzeni, czasu na podjęcie decyzji i miejsca na drybling wyglądał trochę jak dziecko we mgle. A gdy nawet raz w kontrataku miał w środku pola przed sobą sporo swobody (64'), to i tę akcję zakończył stratą po holowaniu futbolówki zamiast wyboru jakiegokolwiek rozwiązania (prostopadłe zagranie do Oosterwijka, rozciągnięcie gry do boku czy próba uderzenia z dystansu). 

Również gra wzajemna na małej przestrzeni, klepka i prowadzenie gry nie wyglądało tak jak powinno. To nie był jego dzień. Niektóre ze strat Hakima były tak proste, że aż przecierałem oczy ze zdumienia. Zaskakująco dużo niecelnych krótkich podań (ogólny wskaźnik precyzji wszystkich podań to jedynie 65%) czy też z pierwszej piłki (m.in. w 44', 46'), niedokładne przerzuty (np. z 69', ogólnie tylko 1 z 10 crossów znalazł adresata), zerowy udział w kreowaniu okazji bramkowych kolegom (brak kluczowych podań oraz prób zagrań prostopadłych), sporo błędów w przyjęciu piłki i jej osłanianiu (4 straty bez dryblingu, 3 niedokładne przyjęcia futbolówki). Taki obraz Ziyecha wyłonił się w tym spotkaniu. Zupełnie inny od tego, który miałem w głowie. W żadnym wypadku nie traktuję jednak tego meczu jako wyznacznika jego klasy czy punktu odniesienia. Co najwyżej jako obniżkę formy, choć jak mówić o "dołku" w przypadku ofensywnego pomocnika notującego 5 goli i 4 asysty w 10 ligowych potyczkach? Ten chłopak bez dwóch zdań ma przed sobą świetlaną przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz