Pokazywanie postów oznaczonych etykietą puszka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą puszka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 lipca 2012

Dominator Black Edition

Dziś o energetyku, który na rynku jest już od dość dawna, aczkolwiek (przynajmniej w mojej okolicy) coraz trudniej go dostać. Mi szczęśliwie udało się go znaleźć. A czy warto też go spróbować? O tym w dalszej części recenzji.



Na początku pochwalę się, że Dominator produkowany jest u mnie w Dębicy, a dokładniej rzecz biorąc "na obrzeżach" w Nagawczynie przez Olimp Laboratories. Nie wiem tylko, czy użycie czasu teraźniejszego jest adekwatne, gdyż słyszałem plotki, że Olimp ma zamiar wycofać się z rynku energetyków. Nie będę rozważał, czy to dobra decyzja czy nie, natomiast skupię się na samym energy drinku, którego swego czasu (nie wiem jak to jest obecnie) firmował swoim nazwiskiem i osobą sam Mariusz "Pudzian" Pudzianowski.

Jak wspomniałem, obecnie Dominatora (czy to zwykłego, czy Black Edition) bardzo ciężko dostać. Mnie udało się "dorwać" go w Lewiatianie za 2,99 zł, czyli za cenę, jaką przeważnie miał w sklepach. Byłem zaskoczony, gdyż Lewiatana ostatnio odwiedzam dość regularnie i muszę przyznać, że (do wczoraj) z tamtejszych półek zniknął jakiś rok temu, a może i więcej. Dla przypomnienia smaku postanowiłem go kupić. 

I cóż, pamiętając mniej więcej jego smak - w zasadzie klasyczny, zostawiający jednak dość wyraźny, gorzkawy posmak, zapewne związany z podwyższoną ilością kofeiny - muszę stwierdzić, że stał się jakiś "nijaki". Tzn. przez ten rok bądź więcej, odkąd piłem go ostatnio, stracił to, czym się wyróżniał, a o czym napisałem zdanie wcześniej. Owszem, leciutki gorzkawy posmak daje się jeszcze wyczuć, ale nie jest on już tak intensywny i stał się krótkotrwały. Niemniej jednak na pewno nie powiem, że jest niedobry, nie do wypicia. Po prostu obecnie bardzo upodobnił się do większości energetyków dostępnych na polskim rynku. 

A teraz coś o tym, o czym powinno być wcześniej, czyli słówko o składzie: jak wspomniałem w puszce znajduje się podwyższona zawartość kofeiny. A jest to 56mg/100ml, nie standardowe 32mg/100ml. Ciekawostką jest napis na puszcze: "spożywać 125 ml (pół puszki) dziennie". Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, by wypić jedynie połowę puszki, a pozostałe 125 ml, już otwartej "puchy" zachować do dnia jutrzejszego... W Dominatorze Black Edition możemy również znaleźć m.in. syrop glukozowo-fruktozowy czy glukuronolakton. Z pozostałych składników nie ma w zasadzie nic, czym różniłby się specjalnie od innych energizerów. Jako, że to produkt z mojego miasta, chcąc nie chcąc (zdecydowanie jednak to pierwsze) muszę go wszystkim polecić :) Dla pobudzenia, dla smaku, jak i dla kolekcjonera takowych puszek :)


sobota, 23 czerwca 2012

No Fear Energy Drink

Dziś miałem okazję spróbować kolejny produkt z brytyjskiego rynku napoi energetycznych po opisanym wcześniej Relentlessie, a mianowicie "No Fear". Czy było warto? Czy okazał się znacznie lepszy od poprzednika? O tym w dalszej części newsa.





Zacznijmy może od dwóch ciekawostek: otóż (co widać i na zdjęciu) napój można kupić w niestandardowej jak na polski rynek puszce o pojemności 485 ml. Dodatkowo jest ona wyposażona w ciekawy "dings" - zamiast klasycznego, powszechnie używanego kluczyka mamy do czynienia z gumową... hmm, jakby to nazwać - zasuwką, którą możemy przekręcać w jedną i drugą stronę otwierając i zamykając napój. Bardzo praktyczne jeśli ktoś nie jest w stanie wypić napoju "na raz". 

Skąd wytrzasnąłem go u nas? Otóż moja dziewczyna znalazła go w stolicy, w centrum handlowym "Arkadia" w "Kuchniach Świata". Cena (przynajmniej na puszce, bo nie pamiętam czy faktycznie tyle zapłaciła) - o zgrozo - 9,50 zł. Dla przypomnienia - tyle, co Relentless.

A jak ze smakiem? Pod tym względem o niebo lepiej. Przypomina większość "klasycznych" energetyków, ale można wychwycić dwa niuanse: zostawia bardzo delikatny, wręcz niewyraźny posmak i jest on krótkotrwały. Wydaje mi się, że jest to zaleta tego napoju.

Podsumowując: plusy to niewątpliwie wygląd puszki, ciekawe rozwiązanie z otwarciem-zamknięciem, przyjemny smak, delikatny pozostawiany posmak, natomiast minusy to CENA, która pewnie w marketach, w których niestety go nie ma, byłaby bez wątpienia znacznie niższa, oraz dostępność. Niemniej jednak w mojej opinii swojego "brytyjskiego brata" biję na głowę pod prawie każdym względem.