Katalog

wtorek, 19 kwietnia 2016

UEFA Youth League: podsumowanie turnieju finałowego

Turniej w Nyonie z udziałem czterech najlepszych drużyn Młodzieżowej Ligi Mistrzów za nami. Każdy z trzech spotkań decydującej fazy rozgrywek jeśli nie dostarczył dużej dawki emocji, to przynajmniej stał na wysokim poziomie piłkarskim. Trzecia edycja UEFA Youth League zakończyła się, po raz drugi z rzędu, sukcesem Chelsea. Londyńczycy w finale po naprawdę świetnym spotkaniu pokonali Paris Saint-Germain 2:1. 


Tym razem nie będę silił się na obszerne analizy każdego ze spotkań, a skupię się raczej na przedstawieniu najlepszych graczy poszczególnych drużyn - bądź na tym turnieju, bądź w szerszej perspektywie. A co by nie mówić, takich zawodników było sporo. 

Na początek pierwszy z piątkowych półfinałów, czyli Chelsea - Anderlecht. Belgowie do tego pojedynku przystąpili mocno osłabieni - z drużyną do Szwajcarii nie przyleciał Dodi Lukebakio, włączony już chyba na stałe do kadry pierwszego zespołu. Z kolei zawieszony na trzy mecze za czerwoną kartę otrzymaną w ćwierćfinale przeciwko Barcelonie został Orel Mangala. Ta dwójka do spółki z Jornem Vancampem wydatnie przyczyniła się do wyeliminowania Arsenalu w fazie play-off. Był to zresztą czwarty i zarazem ostatni występ Dodiego w UYL. Karę zawieszenia, tyle że za żółte kartki, odpokutować musiał z kolei defensywny pomocnik, Siebe van der Heyden. Ostatnim osłabieniem, do którego kibice Fiołków zdążyli się przyzwyczaić, był brak zmagającego się od początku sezonu z poważną kontuzją Aarona Leyi Iseki - najlepszego strzelca klubu w poprzedniej edycji Młodzieżowej Ligi Mistrzów.

Te osłabienia wyraźnie wpłynęły na jakość gry Anderlechtu. Największą różnicę można było dostrzec w jakości drugiej linii. Pomocnicy mieli duże problemy z poruszaniem się w defensywie przy ataku pozycyjnym Chelsea, zamykaniem przestrzeni, uniemożliwianiem gry kombinacyjnej rywalom w trzeciej ćwiartce etc. To samo działo się w momencie odzyskania piłki - poza Bourardem (któremu notabene też zdarzały się pojedyncze pomyłki, jak np. w 42', kiedy aby zapobiec kontrze po swojej stracie w środku pola musiał popełnić faul taktyczny na Maddoxie) nie było komu rozegrać futbolówki, sprawnie i dokładnie przesunąć jej do przodu. Dochodziło wielokrotnie do tego, że Vancamp (w piątek ustawiony jako 10-tka za plecami ruchliwego Abaza; najlepiej czujący się jednak jako wysunięty napastnik) cofał się bardzo głęboko na własną połowę próbując pomóc z wyprowadzeniem piłki, co jednak nie jest jego najmocniejszą stroną i nie przekładało się na poprawę gry Fiołków. Brakowało też indywidualności, które potrafiłyby zrobić różnicę. Vancamp nie należy do zawodników, którzy potrafią zrobić coś z niczego. To inny raczej typ napastnika. Bliżej mu do "łowcy goli", "króla pola karnego" niż snajpera-kreatora, typowej 10-tki. Całkowicie zawiedli obaj skrzydłowi. Denayer był kompletnie niewidoczny, z rzadka otrzymywał piłkę, a nawet kiedy miał ją przy nodze to nic dobrego z tego nie wynikało. Z drugiej strony trudno go winić, gdyż z reguły gra na prawej stronie defensywy, nie na prawym skrzydle. Ustawiony po przeciwnej stronie boiska Franck Mikal znacznie częściej znajdował się przy piłce, ale efekt końcowy był podobny. Fatalna decyzyjność, niemalże zerowa skuteczność dryblingów, niedokładność - tak właśnie prezentował się młody skrzydłowy Anderlechtu. Belgowie mieli też problem z odpowiednią reakcją. Przegrywali w zasadzie wszystkie piłki stykowe, spóźniali się z dojściem do niej. To skutkowało m.in. otwieraniem przestrzeni dla rywali, z czego ci skrzętnie korzystali.

Co innego Chelsea: tutaj o ich grze nie będę się tak rozpisywał, gdyż zrobię to na koniec tekstu. Muszę jednak wspomnieć, że piłkarze Adiego Viveasha zagrali imponująco: poukładanie, wszechstronnie, z pomysłem, wykorzystując słabości rywala, jak m.in. przeciętne wyprowadzanie piłki przez bocznych obrońców Anderlechtu. Często więc zmuszali stoperów do przegrania futbolówki w boczny sektor na wysokości linii środkowej boiska, gdzie doskakiwali do Sowaha lub Amraniego, zamykali kierunki podania i odbierali piłkę. A po jej odbiorze błyskawicznie, nawet 2-3 podaniami, przedostawali się pod pole karne Svilara.

Spośród graczy Fiołków największe wrażenie - na tle ogólnej, delikatnie mówiąc, przeciętności - zrobił Sammy Bourard. Najbardziej doświadczony w swojej drużynie (rocznikowo 20-latek) pomocnik wyróżniał się wysoką techniką użytkową, spokojem w operowaniu futbolówką nawet pod presją ze strony przeciwnika, dobrą grą na jeden kontakt, a także przeglądem pola i ostatnim podaniem. Starał się przez cały mecz być pod grą, stanowić opcję do podania, a następnie przesuwać grę do przodu. Nie zawsze wychodziło mu to tak jakby chciał, ale na tle kolegów i tak zdecydowanie się wyróżniał. Przy tym wszystkim pracował na całej długości i szerokości boiska, nie bał się pojedynków bezpośrednich i gry w kontakcie. Każdemu, kto oglądał młodzież Anderlechtu po raz pierwszy, z pewnością ten chłopak powinien spodobać się najbardziej.

Drugim zawodnikiem, o którym warto wspomnieć, jest bramkarz Mile Svilar. Reprezentant Belgii do lat 17 (jeszcze niespełna 17-latek, rocznik 99') był najmłodszym piłkarzem spośród wszystkich, którzy wzięli udział w tym meczu. Pomimo trzech puszczonych bramek (z czego przy drugiej mógł chyba zrobić więcej) spisał się solidnie, parę razy ratując swój zespół od straty gola. Szybki i zdecydowany przy wyjściach na przedpole, z dobrym refleksem, dość pewnym chwytem i skutecznością w pojedynkach 1 na 1. Do tego radził sobie w grze nogami. Zazwyczaj starał się szukać krótkich podań bądź mierzonych, kilkudziesięciometrowych zagrań w kierunku bocznych obrońców i wychodziło mu to całkiem dobrze. Takiej pewności i zdecydowania nie wykazywał jednak przy stałych fragmentach dla rywali, gdzie unikał wyjść z bramki i starć powietrznych w gąszczu piłkarzy. Biorąc po uwagę jego wiek można powiedzieć, że "nie pękł" w turnieju finałowym i zostawił po sobie przyzwoite wrażenie. Belgowie mogą doczekać się następcy (wciąż młodego) Thibaut Courtoisa.

Mile Svilar

Śmiało mógłbym w tym gronie wymienić nieobecnych Lukebakio i Mangalę, ale że podsumowuję turniej, w którym oni udziału nie wzięli, to ich pomijam. Zwrócę natomiast uwagę na stopera Anderlechtu, Wouta Faesa. Ten 18-letni defensor Fiołków, który ze względu na swoją bujną czuprynę natychmiast budzi skojarzenia z Davidem Luizem (życzę mu jednak, żeby prezentował w przyszłości wyższy poziom od gracza PSG), jest brązowym medalistą ubiegłorocznych Mistrzostw Świata do lat 17 w Chile, gdzie zresztą sprawował funkcję kapitana. On, podobnie jak Svilar, poza sporą ilością skutecznych interwencji ma "swoje za uszami". Nie jest bez winy przy golach numer jeden i trzy dla Chelsea. Do tego przegrywał zaskakująco dużo pojedynków powietrznych z Abrahamem (choć trzeba powiedzieć, że komukolwiek było szalenie trudno wygrać z nim starcie w powietrzu). Mimo to na podstawie jego wcześniejszych występów, ale po części i tego pojedynku, można było dostrzec jego atuty. Jednym z nich jest na pewno wyprowadzanie piłki. Starał się unikać jak ognia wybijania piłki na oślep, posyłania jej na kilkanaście czy kilkadziesiąt metrów, ale przy pressingu Londyńczyków i małej pomocy ze strony drugiej linii nie zawsze było to możliwe. Nawet wówczas te bezpośrednie zagrania próbował adresować w stronę partnera, nie gdzie popadnie. Ogólnie stosunkowo jest szybki i zdecydowany w swoich interwencjach, nieźle czyta grę i potrafi ustawić się w odpowiednim miejscu by przeciąć prostopadłe podanie, choć ten ostatni element akurat w piątek "nie zagrał" jak należy. Poza tym ma też mentalność lidera - próbuje gestykulacją, brawami czy w jakikolwiek inny sposób zmobilizować partnerów, zachęcić do lepszej gry, a kiedy trzeba to i krzyknąć. Sam nigdy nie odpuszcza, walczy o każdą piłkę nie odstawiając przy tym nogi (takich sytuacji w meczu z Chelsea było akurat kilka), przy czym gra dość czysto i rzadko łapie kartki. Z całym przekonaniem Faes to materiał na wysokiej klasy stopera, choć z pewnością piątkowego pojedynku nie zaliczy do wybitnych spotkań. W każdym razie "jest z czego rzeźbić". 

W drugim półfinale dostaliśmy znacznie więcej emocji przy wciąż wysokim poziomie. Obie drużyny nastawione były na utrzymanie posiadania i konstruowanie ataku pozycyjnego krótkimi podaniami już w bronionej trzeciej. Stąd też obu drużynom zdarzały się straty przy wyprowadzaniu piłki na własnej połowie, co wiązało się z ryzykiem gry w ten sposób. Blancos korzystając z umiejętności Mayorala wielokrotnie szukali zagrań na wolne pole za plecy wysoko ustawionej defensywy PSG. Czynili to zarówno za pomocą prostopadłych piłek ze strefy środkowej po ziemi, jak i poprzez bardziej bezpośrednie zagrania górą z głębi pola bądź z bocznych sektorów. W ten sposób udało im się stworzyć kilka klarownych okazji, a także wypracować rzut karny. Z kolei Paryżanie nastawili się na jak najdłuższe operowanie futbolówką i szukanie krótkiej gry do końca poprzez wchodzenie w trójkąty, zejścia skrzydłowych z piłką do środka czy współpracę na skrzydłach z bocznymi obrońcami (nie tak częsta i skuteczna jak z Romą w ćwierćfinale, ale wciąż obecna w schematach ataku). Real od początku spotkania miał duże kłopoty z powstrzymaniem indywidualnych akcji Yakou Meite czy atakującego z drugiej linii Christophera Nkunku. Ten drugi zaliczył zresztą asysty przy drugim i trzecim golu, a wcześniej po faulu na nim (właśnie po indywidualnej akcji lewym skrzydłem) drugą żółtą kartkę zobaczył Jose Carlos Lazo.

Spośród graczy z Madrytu oczywiście największą gwiazdą był, jest i prawdopodobnie będzie Borja Mayoral. Ten 19-letni napastnik, Mistrz Europy w tej kategorii wiekowej sprzed roku i zarazem najlepszy strzelec turnieju, ma już za sobą pierwsze występy w pierwszej drużynie Realu. Oglądając go można dojść do wniosku, że to materiał na napastnika kompletnego. Świetnie gra bez piłki, z łatwością potrafi zgubić każdego obrońcę czy to w polu karnym, czy też w środku boiska i wyjść w tempo na prostopadłe zagranie. Jest niesamowicie ruchliwy i zwrotny, co dodatkowo utrudnia krycie jego przeciwnikom. Nie sprawia mu problemu gra tyłem do bramki czy też szybka wymiana podań na jeden kontakt. Zaawansowany technicznie, z dobrym dryblingiem, "szybką" i dobrze ułożoną nogą, ponadprzeciętnie operujący obiema stopami. Do tego posiada zimną krew i z łatwością wykańcza sytuacje sam na sam i pewnie wykonuje rzuty karne. Tutaj także dowiódł, że w ostatniej trzeciej dużo widzi i potrafi dostrzec na lepiej ustawionego partnera (choćby sytuacja z 53', gdzie wychodząc 2 na 1 starał się odegrać piłkę wolnemu Lazo, ale podanie zdołał zblokować Georgen, czym uratował PSG od straty bramki) - z jednej strony jest pazerny na gole, z drugiej chętnie odda piłkę koledze jeśli widzi, że ten jest lepiej ustawiony. W zasadzie jedyne, czego mu nieco brakuje to skoczność i siła fizyczna. Ale nawet bez tego (choć nie wierzę, że się w tych elementach nie poprawi) ma papiery na wysokiej klasy 9-tkę.

Poza Mayoralem trudno było mi wskazać innych graczy, gdyż żaden nie wyróżniał się wyraźnie na tle zespołu czy rywala. Ostatecznie jednak wskazałbym na dwójkę Juan Calos Lazo i Aleix Febas. Pierwszy z nich to 20-letni skrzydłowy, który dzięki dobrej grze obiema nogami tak samo pewnie czuje się po obu stronach boiska. Lubi schodzić z piłką do środka i tam szukać prostopadłych podań czy gry wzajemnej, a ułatwia mu to technika i krótkie prowadzenie piłki. Sprawiał wrażenie piłkarza, który jest nastawiony na grę zespołową, nie wdaje się w bezsensowne dryblingi i nie szuka strzałów z nieprzygotowanej pozycji, Zamiast tego woli poszukać podania otwierającego koledze drogę do bramki czy jakiegokolwiek innego zagrania, które przyniosłoby drużynie więcej korzyści. Posiada świetny "first touch", co pokazał choćby przed rzutem karnym, kiedy kapitalnie przyjął futbolówkę , dzięki czemu bez konieczności zwalniania mógł dynamicznie wbiec w pole karne, gdzie został zahaczony przez Georgena. Dodatkowo chętnie bierze udział w grze defensywnej, często widziany z tyłu wspomagając bocznego obrońcę czy wracający za kontrą - co zresztą w jego przypadku skończyło się drugim żółtym kartonikiem po faulu na Nkunku w okolicach narożnika boiska. Co się zaś tyczy Febasa, to również 20-latek (jedynie 6 dni młodszy od Lazo), ale grający w środku pola. Ten ofensywnie usposobiony pomocnik jest również wysoce zaawansowany technicznie, znakomicie panuje nad futbolówką, do tego jest niezwykle zwrotny i jak na playmakera całkiem dynamiczny. Lubi dostawać piłkę w wolnej przestrzeni, stąd w tym meczu często schodził szeroko pod linię boczną czy też wbiegał w pierwszą linię próbując wyjść na wolne pole. Ma dobre ułożoną prawą stopę, co pozwala mu pewnie finalizować akcję tak z obrębu pola karnego, jak i sprzed szesnastki. Nie unika również ryzykownych zagrań. Jest kreatywny, obdarzony dobrym przeglądem pola i umiejętnością szybkiego podejmowania decyzji. To wszystko sprawia, że często szuka otwierających zagrań, a mając przed sobą tak ruchliwego i czującego grę w linii z obrońcami Mayorala jest dla rywali jeszcze groźniejszy, choć trzeba przyznać, że tylko niewielki procent takich prób przynosił korzyść przeciwko Paryżanom. 

Aleix Febas

W finale ponownie otrzymaliśmy wysokiej klasy spektakl, a obie drużyny potwierdziły, że były najlepsze piłkarsko - przynajmniej spośród tej czwórki. Pierwsza część meczu należała do The Blues. Piłkarze z Londynu udowodnili, że potrafią kapitalnie dostosować się do przeciwnika i przyjąć odpowiedni styl i taktykę. Znakomicie zorganizowani i w defensywie, i w ataku pozycyjnym, i w przejściach. Pomysłowi i kreatywni w trzeciej ćwiartce, szalenie groźni ze stałych fragmentów gry, doskonale przygotowani kondycyjnie, silni fizycznie. Nawet Les Parisiens z wieloma silnymi, czarnoskórymi piłkarzami (Meite, Augustin, Edouard, Eboa Eboa, Doucoure czy Nkunku) przegrywali na tym polu z Londyńczykami. Ci korzystali także, podobnie jak Real, z wysoko ustawionej defensywy PSG i raz za razem "szatkowali" ją próbami prostopadłych podań. Fantastyczną robotę wykonywali aktywny Abraham i skrzydłowi - Scott i Maddox, rozciągając maksymalnie obronę i kreując korytarze, w które posyłana była futbolówka. Podobnie jak z Anderlechtem umiejętnie zakładali też pressing, tak samo nastawiając się na zamykanie skrajnych obrońców na wysokości linii środkowej w bocznym sektorze lub w pół-strefie. Nie dość, że w ten sposób kilkukrotnie udało się im odzyskać piłkę, to również odseparowali laterali od skrzydłowych. Szczególnie było to widać na prawej stronie. Meite bez Georgena na połowie Chelsea całkowicie się pogubił i w pierwszych 45 minutach podejmował same złe decyzje, często tracił futbolówkę po bezsensownych dryblingach, wypuszczeniu futbolówki za linię boczną/końcową bądź podaniach do nikogo. A że zawodnicy ze stolicy Francji zgubili z pomocą rywala swój chyba największy atut - współpracę na skrzydłach, to ich gra nie porywała tak jak przeciwko Romie czy Realowi. Po przerwie prowadząca Chelsea nieco oddała inicjatywę, co pozwoliło full-backom na intensywniejszy udział w ofensywie, a skrzydłowi automatycznie zyskali więcej swobody i stali się mniej przewidywalni. I tak właśnie, po sytuacji 1 na 1 i złamaniu akcji do środka efektowną bramkę strzałem po długim rogu zdobył Meite. Chelsea z pomocą jednego z najlepszych moim zdaniem piłkarzy PSG, Demoncy'ego (zgranie głową do nikogo na 40 metrze od własnej bramki), błyskawicznie wróciła na prowadzenie i do obrony. Paryżanie otworzyli się, nękali rywali kontrpressingiem, skrócili pole gry i dominowali do 90', ale mimo kilku klarownych okazji nie zdołali doprowadzić do wyrównania.

Bardzo trudno było mi wyróżnić kogoś spośród The Blues, gdyż moim zdaniem tworzyli prawdziwy kolektyw bez ewidentnych gwiazd i liderów. Ale jeśli już musiałbym kogoś wskazać, to w pierwszej kolejności na Tammy'ego Abrahama. Środkowy napastnik Chelsea ma niespełna 18 lat (rocznik 97') i mierzy 190 cm wzrostu. Przy tym nie należy go rozpatrywać w kategoriach statycznej 9-tki nastawionej na wygrywanie pojedynków powietrznych w polu karnym po dośrodkowaniach z bocznych sektorów i przytrzymywanie piłki. Owszem, to ze swoimi warunkami fizycznymi również potrafi - szczególnie właśnie jeśli mówimy o grze tyłem do bramki i zastawianiu się. Pod tym względem jest z pewnością jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym) nastoletnich snajperów, których widziałem. A że przy okazji potrafi się świetnie ustawić i wyprzedzić przeciwnika w dojściu do każdej górnej piłki to odebranie mu jej w sytuacji, gdy już przyjął futbolówkę graniczyło z cudem. Fantastyczny zawodnik jeśli chodzi o siłę fizyczną i grę z rywalem na plecach. Ale to byłoby zbyt mało, aby zwrócić moją uwagę. Przede wszystkim jak na swój wzrost jest niebywale szybki i dynamiczny, z niesamowitym przyspieszeniem na kilku metrach. Naprawdę dobrze gra też bez piłki, jest w nieustannym ruchu, ciągle szuka przestrzeni do wyjścia na pozycję i otrzymania podania. M.in. dzięki temu ma niezwykłą łatwość w dochodzeniu do sytuacji podbramkowych. Jednak w przeciwieństwie do choćby Mayorala nie grzeszy skutecznością. To zresztą było widoczne w jego grze nie tylko w turnieju finałowym, ale już wcześniej przeciwko Valencii czy Ajaxowi. Z drugiej strony potrafi wypracować sobie (tzn.. nie indywidualną akcją, co ruchem bez piłki o odpowiednim ustawieniem) tyle sytuacji strzeleckich, że braki na tej płaszczyźnie można zamaskować. 

Drugim piłkarzem z największymi umiejętnościami indywidualnymi wydaje się być Kasey Palmer. Trzy lata temu tego 19-letniego obecnie (rocznikowo 20-latek) ofensywnego pomocnika scouting Chelsea wypatrzył w Charltonie, stąd trafił na Stamford Bridge za ok. 200 tys. funtów. Wszystko wskazuje na to, że ten drobny jak na możliwości klubu wydatek zwróci się z nawiązką. Palmer znakomicie odnajdywał się za plecami Abrahama. Mógł być niewidoczny dłuższymi fragmentami meczu, ale kiedy już otrzymał piłkę zawsze był groźny: raz że dysponuje świetnym i zróżnicowanym uderzeniem z obu nóg, dwa że błyskawicznie podejmuje decyzje i widząc lukę w defensywie przeciwnika potrafi perfekcyjnie obsłużyć napastnika prostopadłym zagraniem. Jak na 10-tkę przystało wielokrotnie szukał także wejść w pierwszą linię (co dwukrotnie skończyło się jego bramkami) i zejść do skrzydła, gdzie ze swoimi umiejętnościami technicznymi i grą na jeden kontakt uczestniczył w grze wzajemnej i starał się "otwierać" defensywę rywali. Jest dość szybki, posiada "krótki" drybling, bardzo skuteczny na małej przestrzeni, który dzięki jego zwinności i zdolności błyskawicznego zmieniania kierunku biegu (w połączeniu z krótkim prowadzeniem piłki i obunożnością) staje się jeszcze trudniejszy do rozszyfrowania. Bez wątpienia jeden z ciekawszych graczy w ekipie The Blues.

Kasey Palmer (w środku)

Paradoksalnie najmniej będzie o drużynie, której najmocniej kibicowałem i której gra podobała mi się najbardziej. Mowa o Paris Saint-Germain. A to dlaczego? Ano dlatego, że gracze, o których pisałem przy okazji analizy meczu PSG z Romą tylko potwierdzili swoje walory. Mowa tutaj o Demoncy'm, Nkunku, Meite i Georgenie. Każdy z nich pokazał się z dobrej strony przeciwko Realowi i zaprezentował te atuty, które dostrzegłem w ich grze w ćwierćfinale z Rzymianami. Może niektórzy wypadli nieco słabiej w finale (pierwsza połowa Meite, fragmenty Demoncy'ego), ale nie przysłania to bardzo pozytywnego wrażenia, które wywarli na mnie wcześniej. Zresztą sam fakt, że Augustin, Nkunku, Meite, Ikone i Georgen mają już za sobą pierwsze powołania do drużyny prowadzonej przez Laurenta Blanca najlepiej o nich świadczy. Z drugiej strony nikt z pozostałych graczy jakoś nie wpadł mi w oko. Bramkarz Descamps błysnął jedną kapitalną paradą po uderzeniu Palmera oraz dokładnie wprowadzał piłkę do gry obiema nogami, stoperzy Eboa Eboa i Doucoure zanotowali sporo dobrych interwencji, ale i dopuszczali do klarownych okazji bramkowych, a Bernede nieźle operował piłką w środku pola, choć miał też momenty, kiedy zapominałem, iż w ogóle znajduje się na murawie. Na pewno jednak nie znaczyli dla Les Parisiens tyle, co wcześniej wymienieni gracze. Natomiast w moim mniemaniu warto wspomnieć o piłkarzu, który zawiódł najbardziej. Chodzi o Jean-Kevina Augustina. Napastnik ten ma już za sobą dwucyfrową liczbę występów w Ligue 1, a nawet kilka minut w dorosłej LM. Nijak nie było tego widać w półfinale i finale UYL. Ani przez moment nie sprawiał wrażenia lidera i najlepszego zawodnika (strzelca zresztą też) Paryżan. Apatyczny (szczególnie w finale), pogubiony (problemy z przyjęciem piłki, wygraniem pojedynku 1 na 1 czy w powietrzu, rażący brak precyzji), zawodzący w ważnych momentach (fatalnie wykonana jedenastka jedenastka przy stanie 0:1), mający problemy z trafnymi decyzjami (nawet ta sytuacja przy trzecim golu, dobijającym Real: co prawda świetnie obrócił się z piłką, ale nie zdecydował się zagrać wzdłuż bramki do znacznie lepiej ustawionego kolegi tylko podjął decyzję o ryzykownym uderzeniu z ostrego kąta; gdyby Luca Zidane spróbował interweniować zamiast robić unik od piłki, być może ta bramka by nie padła). O ile jeszcze przeciwko Blancos miewał fragmenty niezłej gry, tak z Chelsea był kompletnie bezużyteczny i całkowicie wyłączony z gry, co zaowocowało zmianą w 71. minucie. Zdecydowanie nie pokazał niczego, co dało mu awans do pierwszej drużyny i zbierane tam minuty.

Tak w dużym, baaaardzo dużym skrócie wyglądał turniej finałowy i najlepsi jego zawodnicy. Oczywiście od wyróżniania się na tle rówieśników do sukcesów w dorosłym futbolu jeszcze daleka droga. Aby to osiągnąć wymienieni tutaj zawodnicy potrzebować będą regularnej gry, o co w klubach nastawionych na sukces "tu i teraz" jak Real czy Chelsea może być trudno. Niemniej jednak w przypadku tych piłkarzy jest już z czego "rzeźbić". A że nie stoją już na starcie na straconej pozycji pokazuje przykład PSG, gdzie kilku spośród biorących udział w UYL nastolatków debiut ma za sobą. Życzę im wszystkim, by na debiucie się nie skończyło.

Yakou Meite

4 komentarze:

  1. Ja oglądając tylko dwa spotkania PSG w UYL wielkim zaskoczeniem jest to, że akurat Augustin uchodzi tam za największą gwiazdę. Na mnie osobiście najlepsze wrażenie zrobił Meite bo mimo, że zawsze dla mnie technika>siła fizyczna to ten gość jednak ma to coś. Na drugim miejscu jednak Demoncy, ale na BO już pisałem dlaczego. Czekam na listę top młodych piłkarzy by chuck:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie będzie, spokojnie :) Nie chcę jednoznacznie po 2 meczach mówić, że Augustin jest przehajpowany czy coś, ale fakty są takie, że nie pokazał niczego, co tłumaczyłoby jego powołania do pierwszej drużyny.

      Sam nie potrafiłbym pewnie wybrać najlepszego gościa spośród młodzieży PSG. Najbardziej podobał mi się Demoncy, co nie znaczy, że był najlepszy. Nkunku, Meite, Georgen, Ikone... każdy z nich wnosił wiele do gry Paryżan.

      Usuń
  2. Świetna robota, dobrze się czyta. Trafiłem tu ze stronki PSG, jak dla mnie największy potencjał ma Nkunku, bardzo ciekawie się prezentuje w większości meczy, które oglądałem. Na pewno będę tu częściej zaglądał bo też lubię młodzieżową piłkę i oglądam ją głównie pod względem analitycznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i polecam się na przyszłość :) Zobaczymy też komu najłatwiej będzie się przebić. Bo np. w przypadku sprzedaży Van der Wiela (o czym w sumie się pisze), a może i Auriera, Georgen mógłby być już za rok-dwa pierwszym zmiennikiem na prawej obronie, co oczywiście jest wersją optymistyczną.

      Nkunku w drugiej linii zawsze będzie miał większą konkurencję. Z drugiej strony minuty łapał już teraz (wg suchych statystyk bardzo fajny mecz z Guingamp - nie oglądałem), na hajlajtsach z presezonu też wyglądał fajnie, więc może miejsce się dla niego znajdzie. O ile PSG nie przejmie Mourinho, co zdecydowanie utrudniłoby młodym drogę do pierwszego zespołu :)

      Usuń