Kolejny energetyk (a w zasadzie energetyki) zza granicy, tym razem od naszych zachodnich sąsiadów. Estar Energy Drink charakteryzuje się przede wszystkim bogatą gamą produktów, spośród których do testów otrzymaliśmy trzy sztuki: klasyka, żurawinkę oraz limonkę z cytryną. Miałem więc punkt odniesienia w postaci XL Energy - jednego z moich ulubionych energoli dostępnych na polskim rynku od dość dawna, który również jest dostępny w tych samych wersjach smakowych. Jak zatem na tym tle wypadł Estar?
Pierwszą recenzją Estara w naszym rodzimym języku znalazłem na Energy News. Kolejną można przeczytać - tradycyjnie - na Moich Energetykach. Przyszedł czas na moją recenzję. Jednak wcześniej standardowo słówko o składzie. Kofeina, tauryna - jak przeważnie, czyli odpowiednio 32mg/100ml i 400mg/100ml. Ponadto klasycznie kwas cytrynowy i cytrynian sodu i witaminki: niacyna, B2, B6 i B12 oraz kwas pantotenowy. Do tego rzecz jasna barwniki przy "odmianach" smakowych. A więc nic nowego.
Ok, co do smaku - zacznijmy od wersji klasycznej. Co warte podkreślenia, "klasycznej" tylko z nazwy. Jedyne, co można podciągnąć pod tą wersję to zapach. Natomiast sam smak ma inne walory. Przede wszystkim jest intensywny i wyraźny, a przy tym słodki, choć w pewnym momencie przez krótką chwilę może wydać się lekko kwaskowy. Jako, że z otrzymanej trójki został on wypróbowany jako pierwszy, to przez ten pryzmat po pozostałych dwóch spodziewałem się podobnie wysokiego poziomu, jaki zafundował klasyk.
Sprawdziłem więc limonkę z cytryną. Zapach - bardzo porządny, żeby nie powiedzieć świetny. Mocny, wyraźny, intensywny, idealnie oddający skład napoju. Pierwszy łyk i co ciekawe - bardziej wyczuwalna jest orzeźwiająca limonka niż cytryna. Sam napój jak można się domyśleć ma w sobie lekką kwaskową nutkę. Nie psuje jednak ona w jakikolwiek sposób smaku. Mimo, że jak widać nie opisałem w tym przypadku żadnej wady, Lemon&Lime nie zachwycił mnie. Owszem, smakował bardzo przyzwoicie, ale nic ponadto. Lekkim cieniem na całość kładzie się jedynie dość szybko znikający posmak.
Na koniec została żurawinka. Osobiście jestem fanem energetyków o tymże smaku, więc miałem nadzieję na bardzo solidny produkt. Pokrótce mówiąc, (pomijając oczywiście różnice smakową) mógłbym scharakteryzować go niemal identycznie jak poprzednio omawianą wersję smakową. Po otwarciu czuć wyraźny, przyjemny zapach żurawiny, pierwszy łyk jest bardzo przyjemny - smak napoju wydaje się być intensywnie żurawinowy i taki naturalny, po czym... szybko ginie w ustach. A szkoda, bo w kwestii smaku najbardziej odpowiadał moim gustom.
Jak wspomniałem odnośnikiem do Estara miał być dla mnie XL. I tak: chyba najbardziej w tym porównaniu wybił się jednak Estar klasyczny, głównie swoją "innością". Nie przyznam, że jest lepszy, ale na pewno też nie smakował mi gorzej, co znaczy, że... są na tym samym poziomie. Jeśli chodzi o Lemon&Lime (w przypadku XLa Lime&Lemon) tu chyba była największa różnica między XLem a Estarem na korzyść tego pierwszego. Bardziej wyraźny, bardziej orzeźwiający, bardziej kwaskowy (co w przypadku napoju, który ma orzeźwiać jest plusem, o ile nie dochodzi do "przegięcia" w tą stronę) oraz dłużej utrzymujący się posmak - to wszystko przemawia za marką obecną na naszym rynku. W kwestii żurawiny różnica jest minimalna, ale w mojej opinii znów na korzyść XL Energy. Znów głównie ze względu na dłużej utrzymujący się posmak. Choć pierwszy łyk oraz wspomniana "naturalność" żurawinki w Estarze działają na jego korzyść, jednak nie na tyle, bym postawił go przed XLem Cranberry, a jedynie centymetry za nim.
Ostatnia kwestia, a zarazem ciekawostka, to napisy na otrzymanych puszkach. Otóż skład napoju (i nie tylko) podany jest w języku... polskim (o czym jako pierwsze informowało Energy News), co wskazywałoby na planowane "uderzenie" na nasz rynek, na co osobiście bardzo liczę. Wiadomo, im większy wybór tym lepiej :) A inna sprawa to zwężenie dostępności XLa, nad czym osobiście bardzo ubolewam. A właśnie Estar mógłby być świetną alternatywą dla tego produktu, o ile cena nie byłaby zbyt wygórowana.
Sprawdziłem więc limonkę z cytryną. Zapach - bardzo porządny, żeby nie powiedzieć świetny. Mocny, wyraźny, intensywny, idealnie oddający skład napoju. Pierwszy łyk i co ciekawe - bardziej wyczuwalna jest orzeźwiająca limonka niż cytryna. Sam napój jak można się domyśleć ma w sobie lekką kwaskową nutkę. Nie psuje jednak ona w jakikolwiek sposób smaku. Mimo, że jak widać nie opisałem w tym przypadku żadnej wady, Lemon&Lime nie zachwycił mnie. Owszem, smakował bardzo przyzwoicie, ale nic ponadto. Lekkim cieniem na całość kładzie się jedynie dość szybko znikający posmak.
Na koniec została żurawinka. Osobiście jestem fanem energetyków o tymże smaku, więc miałem nadzieję na bardzo solidny produkt. Pokrótce mówiąc, (pomijając oczywiście różnice smakową) mógłbym scharakteryzować go niemal identycznie jak poprzednio omawianą wersję smakową. Po otwarciu czuć wyraźny, przyjemny zapach żurawiny, pierwszy łyk jest bardzo przyjemny - smak napoju wydaje się być intensywnie żurawinowy i taki naturalny, po czym... szybko ginie w ustach. A szkoda, bo w kwestii smaku najbardziej odpowiadał moim gustom.
Jak wspomniałem odnośnikiem do Estara miał być dla mnie XL. I tak: chyba najbardziej w tym porównaniu wybił się jednak Estar klasyczny, głównie swoją "innością". Nie przyznam, że jest lepszy, ale na pewno też nie smakował mi gorzej, co znaczy, że... są na tym samym poziomie. Jeśli chodzi o Lemon&Lime (w przypadku XLa Lime&Lemon) tu chyba była największa różnica między XLem a Estarem na korzyść tego pierwszego. Bardziej wyraźny, bardziej orzeźwiający, bardziej kwaskowy (co w przypadku napoju, który ma orzeźwiać jest plusem, o ile nie dochodzi do "przegięcia" w tą stronę) oraz dłużej utrzymujący się posmak - to wszystko przemawia za marką obecną na naszym rynku. W kwestii żurawiny różnica jest minimalna, ale w mojej opinii znów na korzyść XL Energy. Znów głównie ze względu na dłużej utrzymujący się posmak. Choć pierwszy łyk oraz wspomniana "naturalność" żurawinki w Estarze działają na jego korzyść, jednak nie na tyle, bym postawił go przed XLem Cranberry, a jedynie centymetry za nim.
Ostatnia kwestia, a zarazem ciekawostka, to napisy na otrzymanych puszkach. Otóż skład napoju (i nie tylko) podany jest w języku... polskim (o czym jako pierwsze informowało Energy News), co wskazywałoby na planowane "uderzenie" na nasz rynek, na co osobiście bardzo liczę. Wiadomo, im większy wybór tym lepiej :) A inna sprawa to zwężenie dostępności XLa, nad czym osobiście bardzo ubolewam. A właśnie Estar mógłby być świetną alternatywą dla tego produktu, o ile cena nie byłaby zbyt wygórowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz