Zainspirowany przeróżnymi źródłami, donoszącymi o rzekomym rozstaniu Davida Villi z FC Barceloną postanowiłem podzielić się moimi refleksjami na temat jego poprzedników, początków w bordowo-granatowych barwach, samego piłkarza, roli oraz przydatności w klubie, a także spróbować odpowiedzieć na pytanie: czy po tak fatalnej kontuzji, jaka przytrafiła mu się dokładnie roku temu jest w stanie odbudować się i wrócić na piłkarski szczyt. O tym wszystkim w dalszej części.
Transfery klubu ze stolicy Katalonii w ostatnich kilku latach, a już szczególnie te w przednich formacjach zespołu, to była w moim odczucia taka swego rodzaju sinusoida. Pierwszą wielką transakcją było sprowadzenie na Camp Nou za horrendalną sumę przeszło 40 mln euro Zlatana Ibrahimovica. Dodatkowo w drugą stronę - do Mediolanu - powędrował Samuel Eto'o. I tej decyzji Guardioli oraz zarządu do tej pory nie potrafię zrozumieć. Bo Samuel był jaki był, mówił wprost co mu się nie podoba, miał ciężki charakter, ale był napastnikiem idealnym do tego klubu, stworzonym do kombinacyjnej gry. Zasługiwał na nowy kontrakt, nawet jeśli miałby być on najwyższy w klubie. Zresztą wynagrodzenie sprowadzonego w jego miejsce Szweda z pewnością także nie było niskie. Co prawda bronią Zlatana statystyki (16 trafień i 8 asyst w 29 ligowych spotkaniach), jednakże nie wpasował się on w taktykę Barcelony. Często długo trzymał piłkę przy nodze, niepotrzebnie ją zastawiał, a przede wszystkim w zasadzie na palcach jednej ręki można policzyć spotkania, w których "Ibra" choćby truchtał i starał się grać wysokim pressingiem - co własnie u Eto'o imponowało i często przynosiło skutek w postaci odzyskania futbolówki. Nigdy nie byłem fanem tego piłkarza, ale nawet patrząc obiektywnie i z czysto sportowego punktu widzenia wiele pozytywnego o jego grze w barwach Blaugrany powiedzieć nie można. A że transfer Ibrahimovica okazał się kompletnie niepotrzebny (nawet mając na uwadze choćby jego trafienie z Realem, zapewniające trzy punkty w Gran Derbi) najlepiej świadczy fakt, że w końcówce sezonu, gdy ważyły się losy tytułu mistrzowskiego, Guardiola stawiał na Bojana, który zresztą bardzo dobrze wywiązywał się z powierzonej mu roli. A w Lidze Mistrzów, gdy przyszło Zlatanowi i Eto'o zmierzyć się ze swoimi byłymi zespołami, górą był ten drugi, sięgając również po najcenniejsze klubowe trofeum w Europie.
Sezon dobiegł końca. Szwed za nieco ponad połowę wydanej na niego kwoty (nie licząc wartości Kameruńczyka) wylądował znów w Mediolanie - tylko po tej czerwono-czarnej stronie. Natomiast w jego miejsce Barcelona sprowadziła Davida Villę z Valencii. Akurat z tym transferem wiązałem ogromne nadzieje. Według mnie był to snajper wymarzony, wręcz stworzony do gry w "Dumie Katalonii". Wówczas nie miałem wątpliwości, że poza "Czarną Perłą"jedynie Villa, Aguero i Torres (jak to śmiesznie brzmi dzisiaj w przypadku tego ostatniego) na 100% sprawdzą się i odnajdą w tej taktyce. "El Guaje" dostał zadanie, któremu nie sprostał Zlatan - zastąpić Samuela Eto'o. Porównując tych zawodników można się doszukać wielorakich podobieństw: przede wszystkim obaj potrafią świetnie grać bez piłki, wiedzą, czym jest "timing" i urwanie się obrońcy w odpowiednim momencie nie stanowi dla nich żadnego problemu. Wielkim plusem tej dwójki jest też posiadanie tak samo precyzyjnego uderzenia z prawej, jak i z lewej nogi. Nie robi im różnicy, na której stopie mają piłkę. Oprócz tego wyróżnia ich dobre wyszkolenie techniczne, umiejętność wygrania pojedynku "1 na 1" - no i snajperski instynkt. Villa dla samej Valencii trafił 120 razy w 198 pojedynkach, natomiast Eto'o dla Blaugrany zaliczył aż 130 bramek w 199 występach. Dodatkowo David bardzo dobrze znał się z kadry: Puyolem, Pique, Busquetsem, Pedro, a przede wszystkim z Iniestą i Xavim, którzy mieli obdarowywać go teraz świetnymi piłkami.
Okazało się, że już na starcie Asturyjczyk będzie miał nieco pod górkę. Otóż już w poprzednim sezonie Guardiola przesunął Messiego z prawego skrzydła na środek ataku. Nie wrócił do poprzedniego wariantu nawet po przyjściu "El Guaje" - snajpera z krwi i kości. Tym samym Villa już na starcie - podobnie jak choćby Thierry Henry - musiał przyzwyczaić się do gry na skrzydle - czegoś, czego w zasadzie nie robił. Mimo to David pokazał, iż klasowy piłkarz wszędzie da sobie radę. 18 goli w lidze, 23 w całym sezonie - w tym trafienie w zwycięskim finale Champions League z "Czerwonymi Diabłami" oraz wydatne przyczynienie się do mistrzostwa Hiszpanii i Superpucharu dobitnie pokazują, jak ważną postacią z miejsca stał się w tej drużynie.
W lipcu 2011 roku na Camp Nou zawitał Alexis Sanchez, którego transfer przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Chilijczyk miał być alternatywą dla byłego piłkarza Valencii, jak i dla Pedro. Na początku sezonu David nie imponował formą, choć paradoksalnie zaczął go znakomicie - od przepięknego trafienia w meczu o Superpuchar Hiszpanii z Realem Madryt. Później było niestety coraz gorzej, a apogeum nieszczęścia dosięgnęło go w Jokohamie podczas spotkania z Al-Saad w trakcie grudniowych Klubowych Mistrzostw Świata. Wtedy to złamał kość piszczelową, co w rezultacie uniemożliwiło mu pojawienie się w tym sezonie na boisku, jak i co gorsze udział w Mistrzostwach Europy.
Długotrwała rehabilitacja, poparta ogromnym poświeceniem pozwoliły wreszcie Davidowi powrócić na boisko już w trakcie okresu przygotowawczego. W pierwszym ligowym meczu po kontuzji z Realem Sociedad zanotował prawdziwe wejście smoka - pokonując Claudio Bravo 10 minut po zameldowaniu się na murawie pokazał, że wciąż będzie tej drużynie potrzebny. Później m.in. zapewnił Barcelonie 3 punkty w dramatycznym meczu na Ramon Sanchez Pizjuan oraz zanotował 3 gole w dwumeczu Copa del Rey z Deportivo Alaves.
Mimo tych osiągnięć - bardzo dobrych jak na czas spędzany na boisku, oraz mimo indolencji strzeleckiej zarówno Alexisa, jak i Pedro, "El Guaje" wciąż przeważnie pełni rolę jokera wchodząc z ławki przeważnie po 60. minucie spotkania. A klasowego piłkarza, jakim jest reprezentant Hiszpanii, z pewnością taka rola nie satysfakcjonuje.
Pozostaje kwestia najważniejsza - co dalej z Davidem Villą? Według mnie to wciąż piłkarz z najwyższej, światowej półki. I wierzę, że może ponownie osiągnąć taki poziom, jaki prezentował na Mistrzostwach Świata w RPA czy pierwszym sezonie w Barcelonie. Do tego potrzebuje jednak zaufania, cierpliwości, no i przede wszystkim regularnych występów. Na dzień dzisiejszy Villanova nie zapewnia mu wystarczająco dużo. Irytuje, a wręcz zadziwia nieporadność, z jaką Asturyjczyk przyjmuje piłkę. Denerwuje liczba spalonych, które sędziowie odgwizdują Davidowi. Zarzuca się mu brak zaangażowania w pressing. Odnosi się wrażenie, że król strzelców mundialu w Afryce grając od początku w drugiej połowie oddycha już rękawami. Nie zaprzeczam. Jednak pamiętajmy, że on wraca do futbolu po ciężkim złamaniu nogi! Spędził pół roku jedynie w gabinetach lekarskich, nie mając przez ten czas piłki przy nodze! Po czymś takim nie da się "z miejsca" wejść w rytm meczowy. Ba! Często nieosiągalny staje się powrót do poziomu prezentowanego przed urazem. Pierwszym z brzegu przykładem może być Eduardo, z którym wiązano w Arsenalu duże nadzieje, a tymczasem po żmudnej rehabilitacji został sprzedany do Szachtara, gdzie przeważnie pełni rolę rezerwowego i niczym specjalnym się nie wyróżnia. Podobnie kontuzje - częstsze, lecz nie tak poważne jak złamanie nogi - zatrzymały karierę Alexandre Pato, któremu wszyscy wróżyli świetlaną przyszłość. Miał być jednym z liderów "Canarinhos" na najbliższym mundialu, jednak na dzień dzisiejszy ciężko powiedzieć, czy w ogóle znajdzie się dla niego miejsce w 23-osobowej kadrze na ten turniej.
Czucie piłki, gry, wspomniany rytm meczowy, ogranie - tego nie da się nabyć spędzając większość czasu na ławce. Swoje szanse wciąż dostają zawodzący - jeśli chodzi o bramki - Pedro oraz Alexis Sanchez, których "El Guaje" deklasuje pod tym względem. I nikt nie może wysunąć argumentu, że że z wymienioną wyżej dwójką Barca nie traci punktów. Bo w tym sezonie ligowym niezależnie od obsady pierwszej linii, Katalończycy wygrywają wszystko jak leci, także z Davidem w "11"!
Są cechy, których Villa nie posiada, a mają je młody Hiszpan i Chilijczyk - nie biega od pola karnego do pola karnego, nie ściga rywala przez pół boiska, aby odebrać mu wcześniej straconą piłkę, nie trzyma się kurczowo linii bocznej, nie szuka w każdym zagraniu Messiego, nie jest tak przebojowy i dynamiczny. Jednak moim zdaniem ma znacznie ważniejsze umiejętności, predestynujące go do roli zawodnika podstawowej jedenastki. Przede wszystkim to, o czym wspominałem porównując go do Eto'o - niesamowity instynkt strzelecki, spokój w sytuacjach podbramkowych i kapitalny "timing" - umiejętność urwania się obrońcy, wyjścia do prostopadłej piłki. I takiej właśnie gry David wciąż szuka, stąd te liczne spalone, na których jest łapany. A to z kolei dlatego, że brakuje mu ogrania, "czucia gry". Wie, kiedy zejść ze skrzydła do środka, kiedy wystartować do piłki. Spalone są wkalkulowane w taki sposób gry. Jednak przy tak kreatywnych piłkarzach w środku pola jak Xavi, Iniesta, Thiago, Cesc czy cofający się często do drugiej linii Messi piłkarz wychodzący na wolne pole do prostopadłych piłek jest wręcz niezbędny. A jeśli tylko "El Guaje" złapie wysoką formę - w co głęboko wierzę - to bójcie się wszyscy! Na takie akcje nie będzie lekarstwa.
Równie ważną zaletą tego zawodnika, przynajmniej w moim odczuciu, jest umiejętna ocena sytuacji, dobry strzał z dystansu i pewność siebie. Wie, kiedy powinien uderzyć, a kiedy oddać futbolówkę koledze. I nieważne, czy jest to 5 czy 35 metr. O tym, że była gwiazda Valencii potrafi uderzyć z każdej odległości i z każdej piłki przekonali się już m.in. Casillas (Superpuchar Hiszpanii), Van der Sar (finał LM), Bravo (MŚ 2010) czy Christian Abiatti. Nie ma też znaczenia, czy uderza ze stojącej piłki, czy w trakcie gry. Co ważne, w przeciwieństwie do Alexisa i Pedro, u których to zachowanie powoli zaczyna irytować, nie szuka w każdym zagraniu Messiego. Jeśli otrzymuje futbolówkę w sytuacji dogodnej do strzału, nie rozgląda się za Leo, tylko uderza na bramkę. Ktoś taki staje się bezcenny, gdy rywal gra tak głęboko cofnięty, że niemal niemożliwym jest znalezienie się na wolnej pozycji w polu karnym. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że tak precyzyjnego uderzenia z dystansu jakim dysponuje Hiszpan nie ma w tym klubie nikt poza Messim.
Dziś kończy się 2012 rok, w zasadzie stracony dla piłkarza Blaugrany. Stanowisko klubu wydaje się być jasne i klarowne - do końca czerwca David zostaje z nami, później pomyślimy o dalszej przyszłości zawodnika. Agent napastnika twierdzi, że los jego podopiecznego leży w rękach sterników klubu. A to karze nam sądzić, iż w styczniu Villa nigdzie się nie wybiera, mimo rzekomego zainteresowania ze strony Chelsea, Liverpoolu czy Manchesteru City. Ja mam natomiast nadzieję, że David zostanie nie tylko do czerwca, ale odbuduje się, zacznie grać "drugie skrzypce" (chyba łatwo rozgryźć dlaczego ;) ) w zespole, i w lipcu usiądzie do rozmów o przedłużeniu wygasającej w 2014 roku umowy, a chwilę później złoży podpis pod nowym kontraktem :)