Tomasz Gollob – postać bez wątpienia nieoceniona dla polskiego speedway’a. Człowiek często budzący skrajne emocje. Sportowiec bezgranicznie oddany żużlowi i mocno w niego zaangażowany. W wieku 41 lat z pewnością spełniony od strony zawodowej. Mimo upływu lat, mimo osiągnięcia wszystkiego, co można było tylko osiągnąć, mimo najsłabszego sezonu od lat, wciąż cieszy się jazdą, wciąż nie Mo dość, wciąż znajduje się w centrum uwagi i jest tematem gorących dyskusji kibiców sportu żużlowego w całym kraju.
Osobiście nie sięgam
niestety pamięcią do początków kariery bydgoszczanina czy do makabrycznego
wypadku w trakcie finałowych zawodów o Złoty Kask z 1999 roku, który
prawdopodobnie odebrał mu tytuł IMŚ. Pierwsze zawody( w zasadzie migawki z
nich) z udziałem Golloba, które mam w głowie to finał Drużynowego Pucharu Świata we
Wrocławiu z 2001 roku. Nie powiem, że od tego czasu zacząłem pasjonować się
żużlem, gdyż byłem wówczas małym chłopaczkiem, ale od tych zawodów już na dobre
wiedziałem, kim jest Tomasz Gollob.
Teraz, gdy jego
sylwetka jest mi znacznie bliższa, a sam Pan Tomasz postanowił zszokować fanów
żużla (przede wszystkim na Kujawach), uznałem, że warto pokusić się o artykuł
na temat ikony tegoż sportu w Polsce.
Jak ciężko wyobrazić
sobie transfer. np. Carlesa Puyola z
Barcelony do Realu Madryt czy Joe Harta
a Manchesteru City do United, tak samo niełatwo zrozumieć
podpisanie kontraktu przez Tomasza
Golloba, rodowitego bydgoszczanina i wychowanka Polonii, z lokalnym rywalem z Torunia. Taki właśnie kierunek były
mistrz świata obrał na najbliższe dwa sezony, co – wnioskując m.in. z
komentarzy na tym portalu, jak i postów
na forum kibiców Unibaxu (a w
zasadzie Apatora) – delikatnie
mówiąc, nie przypadło fanom Aniołów do
gustu. I nie ma się w zasadzie czemu dziwić – Hart, choć znakomity bramkarz,
zapewne również nie spotkałby się z ciepłym przyjęciem kibiców na Old Trafford.
Nie bez kozery szukam w świecie futbolu konkretnej alegorii do sytuacji, w
której znalazł się Gollob. Przejście do danego klubu wychowanka największego
rywala jest dla tych najmocniej związanych z zespołem kibiców niemalże
policzkiem. Ciężko im się z tym pogodzić i zaakceptować. I nie zaakceptowano
Golloba w Toruniu – najwięksi „fanatycy” ze stowarzyszenia Krzyżacy.net głośno oprotestowali ten transfer dając zarządowi do
zrozumienia, że bydgoszczanin nie ma prawa przywdziewać plastronu ich klubu.
Sam żużlowiec dolał
oliwy do ognia mówiąc, że nie boi się przyjęcia na Motoarenie, a co więcej
liczy na wizytę w Toruniu swoich fanów z rodzinnego miasta. Na to się jednak
nie zanosi…
Osobiście uważam, że
parafowanie umowy z Unibaxem nie było
mądrym posunięciem, przede wszystkim od
strony, że tak powiem – „wizerunkowej”.
Nie słyszałem co prawda w ostatnich
latach wypowiedzi kapitana naszej reprezentacji, w których
podkreślałby swoje przywiązanie i wielką miłość do swojego rodzimego klubu,
niemniej jednak ciężko myśleć, że Polonia jest obojętna jego sercu, skoro tam
zbierał pierwsze żużlowe szlify, tam spędził ponad 13 lat kariery, z tym
zespołem zdobył 5 tytułów drużynowego
mistrza Polski. Ta decyzja skłania mnie do zastanowienia się, co w takim razie
kierowało Tomaszem Gollobem, bo chyba nie zdrowy rozsądek. Pieniądze? Biorąc
pod uwagę to, jaką wyrobił sobie „markę”
w żużlowym światku oraz jego z pewnością
wysokie kontrakty reklamowe, w tym przede wszystkim z Monsterem nie sądzę, aby
to było głównym czynnikiem wyboru Torunia. Choć oczywiście, ponad 2 mln złotych
za sezon, bo o takiej kwocie słychać w kuluarach, piechotą nie chodzi.
Śledzę karierę Golloba
już na tyle długo by stwierdzić, że zapału do ścigania wciąż mu nie brakuje.
Nawet w kompletnie nieudanym dla siebie sezonie pokazywał, szczególnie w DPŚ i
pojedynczych turniejach GP, że nadal jest liderem naszej kadry, że potrafi
poderwać ją do walki, że może walczyć o medale w cyklu. Dalej jest głodny
sukcesu, choć zapewne nie aż tak jak kilka czy kilkanaście lat temu. Nie szukam
dla Pana Tomasza taniego usprawiedliwienia, ale w pewnym stopniu właśnie to
mogło przyczynić się do tego kroku. W końcu na mistrzostwo Polski w drużynie
czeka już 7 długich lat. A z pewnością łatwiej będzie mu o nie z Sullivanem i Holderem u boku, niż w swoim macierzystym klubie czy w Rzeszowie lub Gnieźnie, czyli w
ekipach, o których mówiło się, że mają „chrapkę” na byłego mistrza świata. Do
tego dochodzi kwestia toru. Na Motoarenie Gollob czuje się tak, jak na obiekcie
przy Sportowej 2, czyli „jak ryba w wodzie”. Na gorzowskim owalu w minionym
sezonie kompletnie nie potrafił się odnaleźć, będąc cieniem tego Tomasza Golloba, którego dobrze znamy.
Nie leżała mu kompletnie przyczepna nawierzchnia przygotowywana przez Piotra Palucha. Znacznie lepsze wyniki
notował na wyjazdach. W Toruniu powinno być zgoła inaczej. Dziwi mnie jednak
fakt, że tak doświadczony żużlowiec przez cały długi sezon nie potrafił znaleźć
odpowiednich ustawień i silników na gorzowski tor. Ciężko w takim wypadku powiedzieć, gdzie leżała przyczyna jego
niepowodzeń w spotkaniach rozgrywanych na swoim stadionie.
O ile przenosiny bydgoszczanina do Torunia
uznaję za decyzję (pomijając aspekt sportowy) mocno kontrowersyjną i w moim
odczuciu sprzeczną z punktu widzenia jego własnego sumienia, o tyle zupełnie
nie rozumiem i nie akceptuję zastąpienia kevlaru w narodowych barwach czarnym
strojem Unibaxu. Uważam, że we wszelakich zawodach rangi międzynarodowej każdy zawodnik/zespół powinien
występować w kostiumach przynajmniej budzącym
skojarzenia z reprezentowanym
państwem. Tak, w największym stopniu dzięki PZM i Enei, w tegorocznym
cyklu GP ścigali się obaj nasi reprezentacji. Nie wiem, czy Jarek zostanie przy
tym kevlarze (mam nadzieję, że tak),
natomiast porzucenie po zaledwie roku narodowego kombinezonu jest dla mnie
rzeczą nie do pojęcia. Czy aby jakiś tam zapis w kontrakcie był dla zawodnika,
który po każdym tryumfie podkreślał, że dedykuje te sukcesy wszystkim kibicom i
całej Polsce, ważniejszy niż biało-czerwone barwy? Naprawdę ciężko mi w to
uwierzyć. Przecież logo sponsorów tak samo można umieścić na tegorocznym
stroju, jak na każdym innym. Dla takiego
działania nie znajduję racjonalnego wyjaśnienia.
Niestety, doczekaliśmy
takich czasów, że zawodnicy często mają za nic kibiców, honor czy przywiązanie
do klubowych barw. Obecnie nawet to można kupić. Doskonale rozumiem frustrację
i złość kibiców Polonii, jak i Unibaxu (Apatora). Dziesięć lat temu nie do
pomyślenia było, by wychowanek Gryfów,
tak mocno związany z klubem, trafił do rywala zza miedzy. Dzisiaj sam Gollob
twierdzi, że nie widzi w tym nic złego. Wręcz przeciwnie – ma nadzieję, iż
kibice Polonii, pamiętający go jeszcze z występów w biało-czerwonych barwach,
będą z jego powodu częściej zaglądać na Motoarenę. Każdy fan klubu z Bydgoszczy mógł te słowa odebrać jako wręcz
jawne pogrywanie uczuciami. Krótko, acz trafnie podsumował to jeden z
użytkowników portalu zuzelend.com pisząc:
-"Nie Panie Tomku! Polonia to klub z Bydgoszczy, stadion ma na Sportowej 2 i tam będziemy chodzić/jeździć na mecze (…)”
-"Nie Panie Tomku! Polonia to klub z Bydgoszczy, stadion ma na Sportowej 2 i tam będziemy chodzić/jeździć na mecze (…)”
Ze sportowego punktu
widzenia ta przeprowadzka powinna wyjść Gollobowi na dobre. Jednakże czy ten
fakt jest ważniejszy niż własne sumienie
i odczucia kibiców – zarówno tych „starych” z rodzinnego miasta, jak i tych nowych?
Czy sukcesy indywidualne i drużynowe powinno osiągać się kosztem utraty szacunku tych, którzy dopingowali cię
całą karierę? Myślę, że nie. Tak chyba jednak nie do końca myślał sam Pan
Tomasz podpisując umowę z Unibaxem. O rezygnacji z narodowych barw
powiedziałem już wszystko, więc nie będę
się na tym rozwodził.
Na koniec najważniejsza
uwaga – pamiętajmy, ile Tomasz Gollob zrobił dla tej dyscypliny. Przez całą
swoją karierę dostarczał nam na arenie
międzynarodowej masę emocji oraz wielkich sukcesów. Biegi z jego udziałem, jak ten tegoroczny w barażu DPŚ z Emilem Sajfutdinowem i Gregiem Hancockiem, ostatni bieg
finału tego samego turnieju w Lesznie z Leigh
Adamsem, czy nawet legendarny już przegrany na ostatnich metrach finał IMP
z Januszem Kołodziejem, zawsze
ogląda się z zapartym tchem. Wiele osób,
może nawet czytających ten artykuł, zakochało się w speedway’u właśnie za
sprawą tego zawodnika (sam się do takich zaliczam). Nie zapominajmy mu tego i
dopingujmy we wszystkich zawodach, w których będzie reprezentował nasz
kraj na arenie międzynarodowej. A przede
wszystkim – nie mieszajmy go z błotem. Nawet tą niezrozumiałą decyzją nie
zasłużył sobie na to. Apeluję więc i proszę jedynie o to, i aż o to, by
wszelakie akcje pod tytułem „nie dla Golloba w Toruniu” – jeśli tylko fani Aniołów mają zamiar takowe
przeprowadzać, prowadzić z głową. Tak, by obeszło się bez wyzwisk, epitetów i
wulgaryzmów kierowanych w jego stronę, bez chamskich, nie nadających cię do
zacytowania transparentów, bez obelg pod jego adresem na wszelakich forach, bez
gwizdów oraz obrażających przyśpiewek przy każdym pojawieniu się Golloba pod taśmą. I nie tylko
Golloba – bo na jego miejscu w tej chwili mogę postawić każde inne nazwisko.
Polski żużel ma wciąż świeżo w pamięci tragedie Rafała Kurmańskiego i Łukasza
Romanka. Nie każdy jest silny psychicznie, umie sobie poradzić z presją i
oczekiwaniami kibiców czy działaczy. Żużel to taki sport, że więcej niż od
samego zawodnika często zależy od sprzętu, który jak wiadomo niekiedy zawodzi –
tak jak Golloba w minionym sezonie. Wówczas ani wyzwiska, ani obraźliwe wpisy w
internecie nie pomogą. Mogą jedynie pogorszyć sytuację.
Ciężko jest pozostawać
obojętnym na zaciekłą, pozbawioną krzty kultury krytykę czy prostackie
inwektywy, tym bardziej słyszane na
stadionie. Ogromne oczekiwania, brak pomocy, bliskich osób oraz to wszystko, o
czym napisałem wyżej mogą doprowadzić do tego, co stało się ze ś.p. Rafałem i
Łukaszem. Pamiętajmy o tym w obliczu
trwającej dyskusji na temat zmiany
klubu przez Tomasza Golloba, ale także w
przypadku każdego innego żużlowca, by
nie obrzucać go mięsem tylko dlatego, że
podpisał kontrakt z drużyną największego rywala bądź znajduje się w słabszej
dyspozycji. Bo choć akurat on ma bardzo silną głowę, to są na pewno zawodnicy,
których psychika jest bardziej krucha i mniej odporna na brutalne ataki kiboli
oraz mediów. Nie mówię tu o uwielbieniu czy „miłości”, a jedynie o odrobinie
szacunku dla tych (i oczywiście nie tylko dla nich), którzy na torze ryzykują
swoje zdrowie i życie, by dostarczyć nam, fanom speedway’a niezwykłych
sportowych emocji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz